Deidre
Dołączył: 13 Lut 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:43, 02 Kwi 2010 Temat postu: Trening ujeżdzeniowy kl. L |
|
|
Akurat kończyłam jeść spaghetti,gdy zadzwoniła do mnie Chocky z propozycją pojeżdżenia jej konia. Zgodziłam się,Romantyczna ma dziś dzień wolny,a jedyne co miałam do roboty to posmarowanie jej kopyt smarem. No i jeszcze sprzątnięcie swojego pokoju... Ale to mogło zaczekać,prawda? Wypytałam Chocky o dojazd do Obsesji,a także o konia,na co powiedziała mi tyle,że dowiem się na miejscu,po czym szatańsko się zaśmiała i rozłączyła się. Wdziałam szybko na tyłek bryczesy,później oficerki,a resztę swego sprzętu wrzuciłam do auta i ruszyłam w drogę.
Na miejsce dotarłam około godziny 14:30. Wysiadłam auta,trzasnęłam drzwiami i skierowałam się do stajni. Chocky już na mnie czekała. Wskazała mi boks konia, w którym stał dość spory siwo-srokaty ogier imieniem Oki Doki. Chocky przyniosła sprzęt ogiera i zaraz szybciutko się zmyła,pewnie dlatego,by uniknąć moich pytań.
Zaczęłam od odkurzania koniny,która nie była już siwo-srokata,a raczej siwo-żółto-srokata. Taki tricolour. Niestety na sucho "doprać" się tego nie dało mimo mych starań,a na kąpiel jest za zimno,więc moja elegancja musiała umrzeć. Wyczyszczonego konia okiełznałam i osiodłałam,zawinęłam nogi. Krówka była już gotowa,więc powędrowaliśmy razem na ujeżdżalnię. Na miejscu zauważyłam kręcącą się Chocky,taczająca drągi i stojaki. Rzekłam,że ja skakać nie będę,bo ani nie znam konia,ani urodzonym skoczkiem nie jestem. Na dodatek skoki w ujeżdżeniówce się do mnie nie uśmiechały. Dziewczyna nie zwracając uwagi na moje mamrotanie dalej robiła swoje. Żeby się tylko później nie zdziwiła.
- Wsiadasz,czy mam cię podsadzić? - zapytała mnie ironicznym głosem.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam i spojrzałam na konia. Jednak był wiele większy od moich dziewczynek.
Sprawdziłam poręg,spuściłam strzemiona,weszłam na schodki i wsiadłam na konia. Trochę poddenerwowana gwałtownie usiadłam w siodło w skutek czego Oki nerwowo zrobił kilka kroczków w przód. Uspokoiłam go,przeprosiłam za swój czyn i dopasowałam strzemiona. Gdy byłam już gotowa dałam delikatną łydkę i lekko wypchnęłam konia miednicą. Siwek pewnie ruszył do przodu i szedł energicznym,obszernym stępem na luźnych wodzach. Trochę zwiewał mi do środka,więc pilnowałam go łydkami by szedł po głównym śladzie. Pomyślałam,że warto było by się skupić na nieco dłuższą rozgrzewką w stępie i kłusie nim przejdziemy do galopu. Jest to młody koń,więc na pewno mu nie zaszkodzi,a powinno nam się lepiej pracować. Stępowaliśmy tak bez kontaktu około 6 minut,aż zaczęłam kręcić duże wolty stopniowo nabierając wodzy i nawiązując delikatny kontakt z pyskiem konia dojeżdżając konia do ręki łydką i dosiadem. Kiedy udało się mi złapać delikatny,ale równy kontakt z koniem zaczęłam stopniowo oddawać wodzę ogierowi cały czas napychając konia na wędzidło. Koń zszedł z głową dość nisko i nadal utrzymywał stały kontakt,szukał mojej ręki na dole. Poklepałam Srokacza,po czym dałam sygnał do kłusa. Zapomniałam,że nie jest to leniwa Roma i koń ruszył gwałtownie.Kłusowaliśmy obszernie i nadal w niskim ustawieniu,koń się rozciągnął,rozluźnił,więc miałam pod tyłkiem konia,którego mogłam teraz zebrać do kupy. Zjechałam teraz do środka,gdyż do tej pory jeździliśmy dookoła ujeżdżalni nie licząc zmian kierunków. Cały czas napychałam konia na wędzidło,by szedł od zadu do wędzidła,cofnęłam łydki bardziej za popręg co by uaktywnić zad. Zmieniłam kierunek przez przekątną,zjechałam na duże koło i zaczęłam wyginać konia wokół wewnętrznej łydki. Oki bardzo dobrze pracował grzbietem,podstawił zad i był cały czas rozluźniony,żujący wędzidło. Mogłam więc powoli zaczynać większą pracę. Najechałam na kawaletki ustawione wcześniej przez Chocky. Oki przeszedł to bez wahania,jednak pukał w ostatnie drągi,pewnie przez moją zbyt mocną łydkę. Zrobiłam woltę i najechałam jeszcze raz. Koń przeszedł je bardzo płynnie,w dole,był luźny,nie miałam się do czego przyczepić,. Wjechałam na koło,zrobiłam półparadę,zostałam w siodle napinając mięśnie brzucha,działając łydkami i wykonując paradę przeszłam z kłusa do stój. Siwy zrobił jeszcze 2,moze 3 kroczki stępa i stanął. Przeniósł swój ciężar na przód,uwalając się na ręcę zamiast przenieść ciężar na zad. Mimo to poklepałam go i ruszyłam do stępa,a później do kłusa. Poprosiłam Chocky o zmodernizowani kawaletek i ustawienie ich po łuku na kłus ,a sama zaczęłam kręcić woltę w narożniku,ale coś nam ubu nie pasowało,koń wpadał łopatką do środka,a ja sama się do niego przechylałam. Zerknęłam czy tej porażki nie widziała właścicielka konia i poprawiłam figurę pilnując swojego cielska i zwracając uwagę na tą łopatkę. Może nie było idealnie,ale było lepiej. Zjechałam na ślad,wykonałam przejście w dół,do stępa,a następnie do stój. Wyszło lepiej,nie miałam już 300 ton na rękach,było to jedynie 150 ton . Przyuważyłam,że powinnam bardziej dokładać lewą łydkę,bo koń stoi nierówno. Ruszyłam ze stój do kłusa,choć w sumie Oki oszukał mnie i wcisnął kroczek stępa. Wykręciłam kolejną woltę pamiętając o wpadce,bo Chocky obserwowała nas czujnym okiem,zmieniłam kierunek przez półwoltę. Przejście do stój. Koń nadal drobił,uwalał się na ręce. Trudno,popracujemy jeszcze nad tym. W narożniku wolta. Wewnętrzna łydka wygina konia,a zewnętrzna pilnuje zadu i impulsu. O,tak! Wyszło dobrze! I przejście: kłus-stęp,stęp-stój,chwila nieruchomości,stój-kłus. W pierwszym przejściu utraciliśmy rytm,w stój koń znów krzywo stanął,ale bez takiego ciężaru na przodzie,za to stój-kłus było dobre i uczciwe. Zmieniłam kierunek przez ju ciaśniejszą półwoltę. Usiadłam już w siodło jadać kłusem ćwiczebnym,najechałamna kawaletki. Koń na początku nie wiedział o co mi chodzi,prawie się potykając i wchodząc na pachołki od kawaletek. Ponownie najechechałam,tym razem usiadłam w siodło (wcześniej anglezowałam nadając rytm,ale nie dało to efektu,bo tylko go zakłócałam),zadziałałam łydką i pilnowałam minimalnego zgięcia,żeby koń nie szedł prosto jak przez zwykłe drążki. Było lepiej,choć trochę przytrzymałam go za pysk. Pochwaliłam go. Jeszcze raz jechałam jeszcze raz pamiętając o zgięciu i impulsie. Ogier zaczął podnosić tak nogi,że ledwo dało się to wysiedzieć.Nieco zszokowana poklepałam ogiera po szyi. Zrobiłam jeszcze jedną woltę w kłusie w narożniku,przeszłam do stępa,zmieniłam kierunek,przejechałam jedno okrążenie na luźniejszym kontakcie. Z powrotem wróciłam do poprzedniego kontaktu,zakłusowałam i zjechałam na koło. Z czystym sumieniem mogłam zacząć galopy. Półparada,koń ustawiony lekko do wewnątrz,łydka zewnętrzna za popręgiem,wewnętrzna na i wypchnięcie bioderkiem. Dość ładne,płynne zagalopowanie z nieśmiałym galopobrykiem z radości.Spokojnie przeszłam do półsiadu galopując nieco w niższym ustawieniu,z nosem wysuniętym do przodu. Zrobiłam dwa okrążenia na jedną nogę,zmieniłam stronę w kłusie i ponownie dałam sygnał do zagalopowania. Oki chyba zasnął,bo w ogóle nie zareagował na moją prośbę. Powtórzyłam więc pomoce pomagając sobie lekkim udarzeniem bacikiem tuż za łydką. Siwy oddał na bata małym bryknięciem i zagalopował na złą nogę. Oszust jeden. Przeszłam do stępa. Wzięłam głęboki wdech i wydech,zakłusowałam i cierpliwie ponowiłam moją prośbę. Wszak cierpliwość opłaciła się płynnym zagalopowaniem. Kolejne dwa okrążenia na tą nogę w niskim ustawieniu. Przeszłam do kłusa,poprosiłam Chocky o kolejną modernizację kawaletti,tym razem na galop. Podziękowałam jej za pomoc serdecznie,zmieniłam stronę i zagalopowałam. Siedziałam już w pełnym siadzie,zjechałam na koło,ale ku mojemu zdziwieniu koń próbował mnie z niego wywieść,a kiedy mu nie pozwoliłam galopował w miejscu kwicząc jak głupi wygięty w ogóle w odwrotną stronę. Zwyczajnie mnie próbował. Chwila szarpaniny,kilkusekundowej walki ze mną,aż Siwy uznał,że nie warto nie próbować i galopował po kole potulnie. Półparada i przejście do kłusa, w którym po drodze zgubił się rytm,a znalazł jakiś niedowład zadu xD. Następnie parada i przejście do stój chyba najlepsze ze wszystkich dzisiejszych. Cwaniaczek się opatrzył. Poklepałam go i zmieniłam kierunek w stępie. Zagalopowałam na drugą nogę i w narożniku zaczęłam kręcić woltę. Koń wpadał do środka łopatką jeszcze bardziej co mnie trochę zmartwiło. Najechałam spokojnym tempem na kawaletki lecz Oki zaczął pędzić potykając się o ostatni drąg. Na szczęście w porę oddałam mu wodzę i uniknełam nadziana się na wędzidło. Zagalopowałam jeszcze raz i najechałam na te powydziwiane kawaletki,trzymając górą i jadąc dołem. Tym razem wyszło lepiej,ładne zgięcie,fajnie pracował zadem. Zdecydowałam,że koniec na dziś tych kawaletek,pochwaliłam konia i przeszłam do kłusa.
- Dobrze wam idzie. Może coś skoczycie? - zaproponowała Chocky.
Po chwili zastanowienia uznałam,że może być jednak fajnie. Zgodziłam się. Szybciutko skróciłam sobie strzemiona tak,aby nie wylądować za siodłem,ale też tak,by kolano mi nie wylazło,gdyż siedziałam w ujeżdżeniówce. Gdy byłam już gotowa najechałam pewnym,energicznym kłusem na kopertę z jednym drągiem przed. Koń wybił się wysoko,a ja nieprzygotowana na takie odbicie zostałam za ruchem konia i skoczyłam na anglika lądując na szyi. Szybko się poprawiłam i jeszcze raz najechałam na przeszkodę. Tym razem skok nie był aż tak w górę,odskok wyszedł idealnie od łydki. Przyszła pora na galop. Za pierwszym razem koń napalił się na przeszkodę poprostu mnie przez nią przerzucając i pobrykując po lądowaniu. Za drugim razem bardziej go przytrzymałam co zaowocowało stopką. Najechałam jeszcze raz,ostatni. Czułam,że panowałam nad Okim przy najeździe,skok wyszedł płynny. Wiadomo,że ja skoczkiem nie jestem,za to Oki Doki starał się mimo jeźdzca-dupy na górze. Poklepałam go po szyi i przeszłam do kłusa. Rozkłusowałam go na luźnych wodzach,a następnie rozstępowałam. Zsiadłam z niego,zaprowadziłam do stajni gdzie go rozebrałam i nafaszerowałam cukierkami. Byłam zadowolona. Bardziej z ogiera,ale też nieskromnie przyznam,że z siebie też.
Podziękowałam serdecznie Chocky za jazdę,pożegnałam się i zaprosiłam do StarHorses w ramach rekompensaty. Wsiadłam do auta i odjechałam z Obsesji machając do Chocky.
Post został pochwalony 0 razy
|
|