Roselle
Dołączył: 07 Lip 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:01, 30 Lip 2010 Temat postu: Join Up 30.07.2010 |
|
|
Budzik jak zwykle zadzwonił... Zaraz... NIE ZADZWONIŁ!
Szlag! Była godzina ósma rano, zaspałam dwie godziny. Zerwałam sie z łózka jak poparzona, w biegu ubrałam bluzkę, brzyczesy i oficerki. Zbiegłam na dół porywając ze sobą jabłko i rzucając przepraszające spojrzenie Chocky, która właśnie robiła mesz dla koni.
-Am... Skarbie, masz koszulkę założoną na lewą stronę- rzuciła dziewczyna od niechcenia
Uśmiechnęłam się głupkowato i pobiegłam do stajni. Kij, nikt nie zauważy mojej wystającej metki z przodu.
Wparowałam do siodlarni i zabrałam kantarek sznurkowy Comy oraz uwiąz i poszłam na padok. Oczywiście jak na złość hanowerka stała w najodleglejszym kącie padoku. Popatrzyłam na Esterę...
-Chodź mała, posłużę się tobą.
Założyłąm arabce uwiąz na szyję i wdrapałam się na jej grzbiet. Popędziłam klacz do kłusa i szybciutko znalazłyśmy się obok Comy. Dałam Esterce smakołyka i zabrałam ze sobą Comę. Na drugi koniec przetransportowałam się tak samo tyle że na grzbiecie innego konia ^^
Pojechałyśmy przed stajnie. Tam ją zatrzymałam, zlazłam, zmieniłam zwykły kantar na sznurkowy i przywiązałam do kółka w ścianie. Zajęłam się czyszczeniem. Oczywiście siwa była cała utytłana. Ta, czyśc siwego konia...
Odetchnęłam głęboko i zabrałam się do roboty. Najpierw usunęłam największe zaklejki. Następnie usunęłam kurz i rozczesałam mniejsze zaklejki. Kiedy kolor Comy chociaż trochę upodobnił się do wyjściowego, zabrałam się za grzywę i ogon. Rozczesałam, spsikałam odżywką i można było zabrać się do roboty. Dziś nasz pierwszy dzień treningowy, na poczatek więc chciałam się z nią porozumieć. Zabrałam klaczkę na lonżownik.
Odpięłam uwiąz od kantara. Siwa odwróciła się ode mnie i od razu poszła w stronę wyjścia. Klasnęłam aby zwrócić na siebie jej uwagę. Odwróciła łeb. Wtedy przystąpiłam do akcji. Przyjęłam agresywną postawę ciała, napięłam mięśnie, rozczapirzyłam palce i wzniosłam rece ku górze. Wzrok wlepiłam w jej oczy. Krzyknęłam i strzeliłam z liny. Klacz ruszyła nerwowym kłusem po obwodzie. Ustawiłam linię ramion róznolegle do jej ciała. Strzeliłam kilka razy liną. Klacz rzuciła się galopem do ucieczki. Nie pozwalałam jej zwalniać, wzrok cały czas miałam wlepiony w jej oczy. Po jakichś 5 kołach zastąpiłam jej drogę karząc tym samym zmienić kierunek. Klacz przysiadła na zadzie i wykonała natychmiastowy półobrót po czym biegiem puściła się w drugą stronę. Zaczęłam dostrzegac pierwsze sygnały. Coma nie biegła już po największym kole, zmniejszyła trochę jego obwód dając mi do zrozumienia że pragnie się zbliżyć. Jej wewnętrzne ucho skierowało się w moją stronę. Spóściłam wzrok na jej łopatkę, pozwalając zwolnić. Po około 2-3 kołach miarowego galopu, znów wlepiłam wzrok w jej oczy. Natychmiast przyspieszyła. Po kiku chwilach zaczęła przeżuwać i na przemian wysuwać i chowac język. Opuściła róznież łeb. Chciała zacząć współpracę.
Zgodziłam się na to przybierając pasywną postawę ciała. Spuściłam głowę, odwróciłam się przed punktem równowagi Comy i pilnowałam abym nie patrzyła jej w oczy. Klacz zatrzymała się i uważnie spoglądała w moją stronę. Minęła dłuższa chwila zanim odwazyła się do mnie podejść. Powoli, nieśpiesznie zbliżyła się do mego ramienia i dotknęła go nosem. Odwróciłam się powoli i pogładziłam klacz między oczami.
-Dobra klaczka...- szepnęłam. Nadal starałam nie patrzeć się w jej oczy. Odwróciłam się i powoli zaczęłam iść przed siebie. Klacz posłusznie podreptała za mną. Szłam po łukach, co chwila zatrzymując się i nagradzając kobyłę drapaniem po czole. Zrobiłyśmy sobie slalom i ósemkę. Na koniec kilka kroków w tył. Odwróciłam isę i znów podrapałam klacz miedzy oczami. Zabrałam się za kolejny etap połączenia. Delikatny,i, okrężnymi ruchami wymasowałam szyją, kłąb i grzbiet siwej. Następnie to samo zrobiłam z brzuchem. Przeszłam na drugą stronę i wykonałam identyczne ćwiczenie z tej strony,
Później przyszła kolej na nogi. Zaczęłam je podnosić począwszy od lewej przedniej kończyny. Klacz stała bardzo grzecznie, uważnie przyglądając się moim poczynaniom. Kiedy skończyłam, pogładziłam ją po czole. W sumie, to by było na tyle. Nie podpinałam jej już uwiązu bo nie widziałam takiej potrzeby. Otworzyłam dzrwi round-penu a klacz posłusznie czekała aż zrobięierwszy krok w stronę wyjścia. Kiedy to nastąpiło, posżłusznie podążyła za mną.
I tak, idąc za mną krok w krok, zaprowadziłąm siwą na padok. Zdjęłam jej kantar i puściłam luzem do innych koni. Niech ma, już nieługo pora na owazne treningi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Roselle dnia Pią 21:31, 30 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|