chocky
Pan i Władca
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:44, 05 Kwi 2010 Temat postu: Przyzwyczajenie do osprzętu cz. 2 |
|
|
Przyzwyczajanie do siodełka i ogłowia część 2.
Ziewnęłam przeciągle. Stanowczo się nie wyspałam. Wstawanie przed 5 nad ranem nie należy do moich ulubionych czynności. Ogarnęłam się oraz Damonę i Moonlit i już po 9 byłam w Stajni Centralnej. Od razu skierowałam sie do boksu Comy.
-Cześć, młoda- przywitałam klacz z uśmiechem i podałam jej duży, czerwony owoc. Siwa schrupała go ze smakiem i postawiła uszy w moją stronę.
-Dzisiaj pooprowadzam Cię trochę w siodle i ogłowiu, kochana-Powiedziałam i ruszyłam w stronę siodlarni. Wytachałam czaprak, siodło, ogłowie, ochraniacze i zaniosłam na roud pen, gdzie będę ćwiczyła z małą. Po chwili pojawiłam się przed jej boksem z kantarem w dłoni.
-Chodź, czas popracować-Odparłam i wsunęłam się do jej boksu. Założyłam jej kantar na chudy "łepek" i dopięłam do niego uwiąz. Zaraz wyprowadziłam na myjkę. Dziewczyny rano wyczyściły hanowerkę, więc dużo pracy nie było. Wyczyściłam ją z kurzu, a kopytka ze słomy, wzięłam na wszelki wypadek lonżę i wyszłyśmy na roud pen. Poprosiłam Carrot, by przytrzymała klacz gdy ja będę zakładała jej siodło. Tak więc dziewczyna trzymała za koniec linki, a ja dałam jej do powąchania czaprak- tak jak wcześniej spojrzała na niego zaciekawiona i przytknęła do materiału chrapki. Pochwaliłam ją i położyłam delikatnie czaprak na jej grzbiecik. Następnie siodło. Wcześniej podwinęłam strzemiona, by nie uderzały klaczkę w bok. Siodło znalazło się na jej grzbiecie. Młoda zaniepokojona odwróciła pysk w moją stronę, lecz zobaczyła, że nic złego się nie dzieje odpuściła i nawet trochę się wyluzowała. Przejechałam dłonią po jej szyjce ze słowem "dobry konik, dobry!" Rozwinęłam strzemiona i podpięłam popręg. Na 3 dziurkę! Wzięłam od Karotki uwiąz i zaczęłam prowadzić klacz po ścianie. Strzeliła nerwowo z ogona, jednak nie próbowała się wyrwać.
-Wow, nieźle-skomentowała dziewczyna i przeniosła wzrok na siwkę. Założyłyśmy jej ogłowie na łebek, zaczęła przerzuwać wędzidło. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zdjęłam wodze z jej szyji.
-Chooodź Coma, chooodź-zacmokałam i zrobiłam krok. Hanowerka również ruszyła z miejsca, podrzucając łebkiem i mieląc wędzidło. Po kilku kółkach nieco się uspokoiła więc spróbowałyśmy z ochraniaczami. Z nimi nie było najmniejszego problemu, ponieważ Coma przyzyczajona jest już do owijek. Zdjęłyśmy z niej rząd i poszłam zaprowadzić ją do boksu. Pochwaliłam jeszcze raz, cmoknełam w chrapki i wyszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|