Rustler
Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:15, 01 Maj 2010 Temat postu: Przyjazd do RSO Distrib |
|
|
Samolot wylądował 15 minut przed przewidywanym czasem. Droga do SC zajęła mi następną godzinę. Gdy wreszcie znalazłam się na podwórku odetchnęłam rześkim, polskim powietrzem. Po przywitaniu się ze wszystkimi dziewczynami poszłam do stajni. Przywitałam się z Approvnem i Magic'iem. Pierwszy Approvn. Założyłam mu kantar i uwiązałam z zewnątrz boksu. Zaraz podeszła do nas Nojka. Wyczyściła Magic'a w czasie gdy ja czyściłam Approvna. Potem obydwum założyłśmy ogłowia i poszłyśmy na chwilkę przelonżować. W tym czasie opowiedziałam jej o ranczu, o planach dotyczących koni, długości drogi do przebycia i warunków w samolocie. Na szczęście do miejscowości gdzie mamy ranczo dolatuje malutki samolot. Za niewielką cenę mogłyśmy przekupić pilota by leciał niżej co jest niezbędne dla koni. Po pół godzinie wróciłyśmy. Uspokojona opowieścią Noj i ja wytarłyśmy obydwa ogiery i zaczęłyśmy ubierać w ochraniacze. Potem chwilę pogadałyśmy na korytarzu i derki na konie. Jeszcze tylko kantary i mogłyśmy wyprowadzać. Na podwórku czekała na nas duża terenówka z dwukonnym trailerem. Magic odmówił wejścia więc ja spróbowałam wprowadzić Approvn'a. Magic szarpnął i podkłusował do westowca. Tak więc miałyśmy już dwa konie w trailerze. Ostatni raz uściskałam Nojkę i wsiadłam do samochodu. Teraz jechałam dużo wolniej więc droga na lotnisko zajęła nam około 1,5 godziny. Na parkingu wybrałam ustronne miejsce. Teraz musiałyśmy poczekać razem z Daily i końmi 2 godziny. Daily poszła na terminal potwierdzić nasze przybycie a ja zajęłam się końmi. Najpierw wyprowadziłam Approvna i przywiązałam do kratownicy naszego samochodu. Magic poszedł za nim bez oporów. Stały obydwa ze spuszczonymi głowami. Chyba wiedziały że czeka je długa podróż. Stanęłam między nimi i głaskałam obydwa ogiery po szyjach. Za chwilę na parking podjechała duża terenówka i wysokczyła z niej Noj-Nojka. Konie nerwowo podniosły głowy. Noj wręczyła nam jeszcze 3 pokrowce z siodłami i 2 walizki, w których znajdował sę sprzęt koni. Podziękowałam i ostatni raz się pożegnałyśmy. Noj powiedziała że czeka na nią jeszcze dużo obowiązków i pojechała. Daily wróciła z biletami i dopytała się co jest w walizkach. Po wytłumaczeniu jej zajęłyśmy się odprowadzaniem koni. Jak już mówiłam, wybrałam ustronne miejsce. Co prawda parking jest asfaltowy ale teraz leżało tutaj tyle śniegu że konie chodziły jak po trawie. Łaziłyśmy tak w kółko około godziny cały czas gadając i przeżywając zbliżającą się podróż. Potem weszłyśmy na pobocze a chłopaki zaczęli wygrzebywac coś z pod śniegu. W końcu zapakowałyśmy je do przyczepy i powoli wjechałyśmy na pokład małego międzykontynentowca. Wysiadłyśmy i zajęłśmy miejsca siedzące. Oprócz nas, przyczepy z Approvn'em i Dancer'em leciały jeszcze 3 osoby i jeszcze jedna przyczepa z końmi. Zajrzałam do ogierów ale stały spokojnie. Approvn skubał siano a Magic utrzymywał równowagę w szerokim rozkroku. 10-godzinny lot szybko minął. Prawie cały przegadałam na przemian z Daily oraz końmi xD W końcu wylądowaliśmy. Podczas tego manewru koń z sąsiedniej przyczepy głośno rżał a nasze ogiery zaczynały się tym denerwować. W niedługim czasie opuściłyśmy straaaszny samolot i ruszyłyśmy w drogę na farmę. Po kilkunastu minutach znalazłyśmy się na miejscu. Wyprowadziłyśmy znerwicowane ogiery i zdjęłśmy z nich derki. Na termometrze było 13 stopni na plusie. "Nie ma to jak Kanada" uśmiechnęłam się do Daily. Była 14:24 więc wyprowadziłyśmy je na padoki. Razem poszłyśmy zająć się stajnią. Za godzinę zgarnęłyśmy konie z padoków i wprowadziłyśmy do wyznaczonych dla nich boksów. Następnie dostały lekki obiad. Zostawiłyśmy je w ochraniaczach transportowych i poszłyśmy do domu odpocząć po nużącej podróży.
Post został pochwalony 0 razy
|
|