Rustler
Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:14, 01 Maj 2010 Temat postu: Treningi z SC |
|
|
1.by Kopytkowa
Weszłam do stajni. Miała ochotę się przejechać, dawno nie jeździłam. Chciałam dać trochę ruchu jakiemuś koniu z SC. Idąc stajnią zauważyłam konie z napisem na tabliczce "Do reiningu i trailu". Od razu wiedziałam, że to tego konia wybiorę na jazdę. Z siodlarni przyniosłam siodło i ogłowie westernowe. Wyczyściłam go szybko i założyłam sprzet. Jedną wodzę owinęła wkoło rożka, drugą zaś wzięłam do ręki. Wyszłam z ogierem na padok. Zatrzymałam go na środku i dociągnęłam popręg. Wsiadłam na niego i złapałam wodze na mostek. Od razu chciał ruszył, przytrzymałam go jednak dosiadem. Pogłaskałam go gdy się zatrzymał. Dałam mu na razie luźne wodze. Dotknęłam go delikatnie łydką, ruszył od razu, widać nie miał dużo ruchu pod siodłem ostatnio.
Skierowałam go na ślad. Ogier szedł równym tępem, powoli. Głowę trzymał w dole. Zrobiłam kółko wyginając go ciężarem ciała, ogier ku memu zdziwieniu wyginał się niemal doskonale. Po 10 minutach dałam sygnał do kłusa. Ogier podniósł głowę w górę. Chwyciłam wodze w jedną rękę i podniosłam ją do góry, ogier spuścił głowę. Pochwaliła go od razu. Szedł jogiem, bujałam się na boki, zupełnie podręcznikowy jog z mojej, jak i z jego, strony. Człapał nogą za nogą. Był bardzo wygodny. Zaczęłam anglezować by trochę się rozgrzać. Usiadłam w siodło i wystawiłam nogi do przodu.
-Whoa- powiedziałam przeciągle by ogier się zatrzymał, to też uczynił. Trzymałam nogi z przodu by się cfał, niestety zero reakcji. Skróciłam wodzę i dodałam łydki, następnie wyciągnęłam nogi do przodu tak, że ogier cofał się głównie na wodze. Stanął i strzelił z ogona brykając. Uderzył go mocniej łydkami. Znów bryknął, tyle że teraz jeszcze wspiął się delikatnie. Pociągnęłam za wodze i wystawiła znów nogi do przodu by zaczął cofać. Dodał mocniejszej łydki by przyspieszył tępa. Bryknął do góry i skulił uszy w moją stronę, zaczął się szybko cofać. Pochwaliłam go i zatrzymałam. Mógł się w nagrodę chwilę rozglądać. Znów wyciągnęłam nogi do przodu czekałam na reakcję, zaczął się cofać, szybko załapał. Pochwaliłam go. Zepchnęłam go prawą wodzą i łydką, zrobił Roll Back. Dała łydkę do stępa. Ruszył wolnym stępem na ślad. Wypchnęła go do jogu. Jog był wolny, głowę miał w dole. Pochwaliłam go i dałam łydki do lope. Ruszył wolnym galopem od razu. Siedziałam w siodle, był bardzo miękki. Po okrążeniu wychyliłam się do przodu, ogier mocno przyśpieszył. Na długiej prostej odchyliłam się do tyłu i wyciągnęłam ogi, zrobił Sliding Stop siadając prawie na zadzie. Znów wykonała Roll Back i z miejsca dała sygnał do szybkiego galopu. Wykonał to bez zarzutu. Jechałam półsiadem. Po połowie koła znów dała pomoce do Sliding stopa. Pochwaliłam go i oddałam wodze. Ruszyliśmy wolnym stępem. Robiła jeszcze co jakiś czas kółko by go powyginać. Po 15 minutach zatrzymałam go na środku i zsiadłam z niego. Wszyliśmy do stajni.
W stajni umyłam go i wyczyściłam. Do żłobu wrzuciłam marchew i zamknęłam za nim drzwiczki. Odniosłam sprzęt i wyszłam do domu.
2.by Fressa
Na 'zlecenie' Nel przyjechałam do SC.Miałam jechać w teren z Bloo.Weszłam do stajni ,z łza zakręciła mi się w oku .Tyle koni ,które ktoś porzucił .Chciałab wziąść je wszytskie ,ale wiedziałam ,że nie mogę.Znalazłam boks ogiera i otworzyłam go powoli.Przywitałam się z nim ,a on zaczął się szczurzyć.
-Spokojnie mały...-powiedziałam do Bloo.
Pogłaskałam go ostrożnie i dałam smaczka.Ogier uspokoił się trochę.Zostawiłam go na chwilę i poszłam po sprzęt.Szybko znalazłam wszystko co było mi potrzebne .Podeszłam ze sprzętem pod boks Aprowna i weszłam do boksu z uwiązem .Ogier popatrzył na mnie ,ale był spokojny.Przywiązałam go do rurek od boksu i poszłam po miękką szczotkę i plastik.Zaczęłam głaskać go po całym ciele obserwując jego reakcje.Co chwilę sprawiał wrażenie bardziej opanowanego.W końcu zaczęłam go czyścić.Bloo jadła siano ,a ja czyściłam go powoli i dokładnie.Gdy skończyłam wyczyściłam jeszcze kopyta.Wzięłam ogłowie z wytokiem i założyłam je ogierkowi.Na początku nie chciał wziąść wędzidła ,ale gdy pogilgotałam go w język otworzył 'twarz'.Miałam pojechać z nim na dłuuugi teren.Wzięłam specjalne sakwy turystyczne ,które pasowały do siodła turystycznego ,które mu założyła.Poprawiłam jeszcze czaprak i zabezpieczyłam ogra Poszłam spakować się do sakw ,których jeszcze nie założyłam chłopakowi.Wzięłam : wodę,kanapki,smaczki,kantar i uwiąz,kopystkę,szczotkę plastikową i rozkładaną skrzynkę ,którą wcześniej uszczelniłam i miałam zamiar wlać tam wody dla konika,zgrzebło i derkę .Gdy sapkowałam się ubrałam kask ,rękawiczki i wzięłam palcat .Podeszłam do boksu Bloo ,odbezpieczyłam go,założyłam sakwy i wyprowadziłam z boksu.Ogier szedł szybkim stępem ,ale uspokoiłam go .Otworzyłam drzwi na maneż i weszłam tam z ogierem.Stanęłam na środku ,podciągnęłam popręg i zrobiłam strzemiona z ziemi.Wskoczyłam na Bloo i wjechałam energicznym stępem na ścianę.Ogier stanął i zaczął robić kupę nie biorąc pod uwagę moich pomocy ,dopiero po użyciu palcatu ogier przestał robić sobie zemnie jaja.Zmieniłam kierunek i zrobiłam woltę .Ogierkowi zaczęło nudzić się szybkie chodzenie więc trochę zwolnił ku mojej uciesze oczywiście.'Bawiłam' się z nim w żucie wędzidła z ręki.Rozumiał o co chodzi więc poklepała go i ruszyłam wolnym kłusem.Aprown był bardzooo mięciutki.Jak na ogiera zrobił się spokojny i tylko za czasu zdażyło mu się przyśpieszyć trochę (!) kłusa,ale nie było to nic dziwnego.Przeszłam do stępa i zrobiłam woltę .Nie chciałam go męczyć więc otworzyłam bramkę od maneżu i wyjechałam w długiii teren.Powoli opuściłam teren stajni gdzie ogier rozglądał się za klaczami.Gdy wjechaliśmy na polanę prowadzącą do lasu Bloo poczuł wolność i zaczął galpować strzelając mi przy tym barany.Usiadłam mocniej w siodło i zaczęłam wymagać od niego żeby zwolniła samym dosiadem.Nie zadziałało więc przeszłam na wędzidło.Automatycznie zwolnił do kłusa ,a potem do stępa.Zrozumiał ,że tak nie wolno .Poklepałam go gdy miałam pewność ,żenie wytnie mi drugi raz takiej scenki.Była 13 ,chciałam być w terenie gdziś do 16,bo nie wiedziałam czy ogier jest przyzwyczajony do dłuższych terenów.Pierwsze 2 h miały być bardziej ruchliwe ,a ostatnia 3 miała być bardzooo spokojna.Zakłusowałam na w miarę równym podłożu,ale było to tylko kilka kroczków ,gdyż gałęzie nie pozwalały mi spokojnie jechać.Przejechałam przez miejsce pełne krzaków i od nowa zakłusowałam.Ogier szedł z wysoko uniesioną głową ,ale po chwili mu przeszło.Anglezowałam ,ale na chwilę zwolniłam do stępa i przejechałam przez zakręt.Poklepałam wałacha ,a przed nami pojawił się zjazd (na dół oczywiście).
-Świetnie ! Poćwiczymy twoją sprawność-powiedziałam do Bloo.
Popuściłam mu trochę wodze i odchyliłam się do tyłu.Potknął się tylko 3 razy ,a to i tak nieźle jak na niego (; Przy każdym potknięciu po skórze przchodził mi dreszczyk.Poklepałam go i popatrzyłam na zegarek.Była już 13:53.Czas w terenie tak szybko leci !Pomyślałam ,że może czas zagalopować.Jeszcze jedna godzina do miejsca gdzie chciałam się zatrzymać.Zakłusowałam i zagalopowałam na miękkim podłożu.Ogiera poniosło i znowu zaczął mi brykać.Przeszłam do kłusa i do stępa.
-Nie wolno tak robić -powiedziałam do Bloo.
Zakłusowałam i zrobiłam kilka kroczków w kłusie ćwiczebnym.Bloo był spokojny [czytaj:znudzony] więc zagalopowałam.Jechał wooolnym galopem.
-Obiecuję ,że będzie szybciej na łące !-powiedziałam do konia.
Schyliłam się żeby nie dostać gałęzią od choinki.Wyjechałam nareszcie na polanę.Przyępieszyliśmy automatycznie.Pozwoliłam puścić mu serię baranów.Zaczęliśmy cwałować na wielkiej przestrzeni ,której nie było końca.Chciałam żeby ta chwila się nie skończyła ,ale nie mogło trwać to wiecznie.Zobaczyłam przed sobą las więc powoli zaczęłam hamować.Siadając w siodło przeszłam do galopu .Przed lasem widniaj pień ,chciałam go przeskoczyć.Gdy Blues go zobaczył napalił się i wyciągnął galop .Wkurzyłam się ,siadłam w siodło i przytrzymałam na pysku.Przeszedł do kłusa.Jechałam bardzoo szybkim kłusem ( z mojej woli (; ) .Nie przyśpieszył.Metr przed przeszkodą zrobiłam półsiad.Przeskoczyliśmy przeszkodę.Po skoku bloo zrobił kilka foule galopu i przeszłam powoli do stępa.Byliśmy już prawie na miejscu gdzie chciałam się zatrzymać.Jechałam powoli stępem na luźniejszej wodzy.Miałam zamiar wjechać z ogierem do stawku ( około 1m głębokości maksymalnie).Chciałam tam wjechać na kantarze i uwiązie ,ale nie wiedziałam czy Blues będzie mnie słuchał więc dałam mu całkiem luźne wodze i zakłusowałam.Próbowałam nim kierować tylko dosiadem i łydkami.Udało się.Poklepałam go i przeszłam do stępa.Robiłam slalom między kamieniem i drzewami (bez użyciwodzy).Był on zaciekawiony nowym otoczeniem i rozglądał się w kółko.Zobaczyłam już nasze miejsce.Dokłusowałam tam i wjechałam w miejsce gdzie mogłam zostawić sprzęt.Zatrzymałam go i zeszłam .Odpięłam popręg i opuściłam delikatnie wytok.Przerzuciłam popręg i zciągnęłam siodło.Sakwy zawiesiłam koło siodła i wyciągnęłam kantar i uwiąz.Zamieniłam ogłowie na kantar sznurkowy.Zdałam sobie sprawę ,że mam w kieszeni kamizelki specjalne wodze do jady na kantarze.Odpięłam uwiąz i przypięłam to wodze do kantarka.Podprowadziłam Bluesa pod powalone drzewo i mocno się wybiłam.Przewiesiłam się i nie mogłam przełożyć ngi ponad zad.Udał mi się na szczęście zrobić to zanim koń się wkurzył.Wyjechałam stępem i wjechałam ostrożnie w okolice stawku.Miałam na sobie 'gumiaki' więc zbytni się nie pomoczę chyba ,że zlecę z ogra (; Pokazałam mu wodę ,a ten wszedł do niej nie bojąc się ,że coś go zje.
-Świetnie pięknioszku -powiedziałam do konia.
Chodziliśmy sobie na razie po brzegu.Udało nam się zakłusować.Był on na tyle miękki ,że nawet nie miałam momentu pt.'prawie spadam'.Wjechałam na głębokość maksymalną ,a ogierowi bardzo się to podobało próbował nawet galopować.Nie udawał mu się to zbytnio ,ale na małejj głąbokości kilka razy zagalopowaliśmy.Wyjechałam z wody i wjechałam na nasze 'stanowisko'.Miałam na tyle długi uwiąz ,że nie musiałam przywiązywać go przy ściąganiu z niego wody.Potem założyłam mu derką i pozwoliłam popaść.Usiadłam i do głowy wpadł mi pewnien pomysł.Chciałam pojechać do stajni na kantarze i uwiązie ,ale z siodłem.Włożyłam ogłowie ostrożnie do sakw.Po 30 minutach pasienia się Bloo założyłam mu siodło i wodze ,które po jeździe w wodzie odpięłam.Wskoczyłam na ogiera i upewniłam się ,że wszystko wzięła.Wzięłam więc odjechałam.Jechałam 5 minut wolnym stępem po kamieniach.Omijałam powoli kamienie i butelki ,które ludzie nie potrafię wyrzucić do kosza na śmieci.Zakłusowałam na miękkiej dróżce.Kłusowałam anglezując i pozwalając wyciągnąć łeb i wybrać odpowiednie tempo Blues'owi.Wyjechaliśmy na pole gdzie prawie zaczynałam teren.Przejechałam pole bardzo spokojnym galopem ,a potem przeszłam do stępa.Blues odskoczył raz jak zobaczył jakieś pudełko po pizzy ,ale do wszystko.Pokazałam mu je bliżej .Był niepewny ,ale przekonał się do niego.Byliśmy już na terenie sc.Podjechałam pod stajnie gdzie stał Bloo.Poklepałam go ,podciągnęłam strzemiona i popuściłam popręg maksymalnie.Doszłam do boksu konia ,załoyłam mu kantar na szyję i ściągnęłam szybko sprzęt.Derkę wystawiłam na słońce żeby wyschła.Wypakowałam rzeczy z sakw i poodnosiłam sprzęt.Dałam chłopakowi smaczka i poklepałam.Wyczyściłam go plastikową szczotką i kopytka kopystką.Odwiązałam go i odniosłam szczotki oraz uwiąz.Posiedziałam jeszcze chwilę z nim w boksie i pojechałam ; * Była już 18:03 ,ale czas z tak wspaniałym konie bardzoooo szybko leciał .
3.by Joanne
Dziś zachciało mi się pomęczyć biedne koniki w SC Razz Gdy tylko wparowałam do stajni zostałam zaatakowana przez Nojca, który bez żadnych pytań wlepił mi karteczkę z zadaniami do wykonania. Idąc spokojnie i głaszcząc każdego konia czytałam uważnie moje 'zadania'. Ogarnąć kilka rzeczy, zająć się kilkoma końmi i...wziąć kilka na trening. Ooo...o to mi chodziło. Na liściku miałam wypisanego Approvna, z którym miałam trochę poćwiczyć, obojętnie co. Postanowiłam wsiąść sobie ot tak i pojechać na jakiś spokojny terenik. Bardzo lubiłam tego arabka, więc wesoło wkroczyłam do siodlarni, z której po chwili żwawym krokiem zbliżałam się do boksu kasztanka, raźno wyglądającego zza drzwi. Położyłam sprzęt i pogłaskałam konia, dając mu jednocześnie krążek marchewki, po czym wzięłam kantar i założyłam na elegancki łepek, a samego konia wyprowadziłam na stoisko do czyszczenia, gdzie dokładnie uwiązałam i sięgnęłam po szczotki. Najpierw usunęłam wszelkie błotka, zaklejki itd, potem miękką szczotką inne brudy i sierść jeszcze szmatką, dla lepszego końcowego efektu. Gdy już sierść arabiosza była w dobrym stanie sięgnęłam po grzebień, którym to dokładnie rozczesałam jego długą grzywę i ogon, przy czym chłopak się nieco wiercił. Pochwaliłam i w dłoń kopystka idzie. Nie miałam większych problemów z jego nogami, Approvn był grzeczny i ładnie podawał mi nogi. Gdy skończyłam odeszłam kilka kroków i obrzuciłam konia spojrzeniem.
-ładny jesteś panie koniu... - Wymamrotałam pod nosem i odeszłam pod boks, by wziąć siodło i resztę sprzętu. Zaczęłam zakładać. Wpierw siodło z czaprakiem, potem ochraniacze dla bezpieczeństwa, derka na grzbiet i na koniec ogłowie. Kasztanek miał pewne opory przed dotykaniem uszu, jednak w końcu udało mi się założyć ogłowie i pozapinać paski, więc tadam etc. Sama się mocniej owinęłam, mimo kasku założyłam cieplutkie nauszniki i grube rękawice na dłonie, po czym złapałam za wodze koniaka i ruszamy. Wpierw pomyślałam, że można by się rozstępować na hali, by mieć gdzie zostawić derkę. Weszliśmy z głośnym 'uwaga!' i zatrzymaliśmy się w środku, by nikomu nie przeszkodzić. Koni było sporo, chyba teraz jest sezon treningowy x] Szybko podciągnęłam popręg, ustawiłam sobie strzemiona i wsiadłam. Konik był nie za duży, więc z łatwością wskoczyłam na jego grzbiet, po czym lekka łydka i stępujemy. Bloo szedł szybkim, żwawym tempem uważnie rozglądając się dookoła. I tak na luzie się rozgrzaliśmy porządnie przez 10 minut, zrobiliśmy po kółku kłusa na stronę i stępem do drzwi. Oddałam dziewczynom derkę a sama wyjechałam na arabku z hali na zimne, rześkie poranne powietrze. Approvn parsknął, a ja na w miarę luźnych wodzach skierowałam go w stronę naszego lasku. Kasztan był wyraźnie pobudzony, jednak szedł dyktowanym tempem czasem tylko energicznie odwracając głowę w stronę jakiegoś dźwięku czy coś. Po 10 minutach rozluźnił się więc nabrałam wodze i łydka do kłusa. Ogier wypruł do przodu, jednak nie ze złośliwości, a nadmiaru energii. Kłusowaliśmy długo, po drodze skręciliśmy sobie w prawo a potem w lewo by potem móc wyjechać na łąki. Było mroźno, ale nie ślisko, więc gdy poczułam, że mój rumak się rozgrzał pokłusowałam jeszcze trochę i stęp. 'No cóż...pokonaliśmy spory kawałek drogi' - pomyślałam rozpatrując okolicę. 'Ale do łąk mamy jeszcze spory kawałek' - stwierdziłam i zatrzymałam konia, by podciągnąć mocniej popręg, bo był o dziurkę przyluźny. Approvn stał grzecznie, a od razu gdy opuściłam nogę ruszył żwawo stępem.
-Ej, a gdzie to się tak wybierasz szybko? - Powiedziałam wstrzymując go i cofając tych kilka kroków. Pogłaskałam po szyi i kłus. Droga była przyjemna, śnieg chrzęścił, ale nie ślizgaliśmy się na nim nawet w szybkim kłusie, więc lekka łydka i galop. Bloo wypruł do przodu, jednak po chwili czując się niepewnie zwolnił, za co go pochwaliłam. Galopowaliśmy z krótkimi przerwami na odpoczynek tak z 20 minut, nim dotarliśmy do wyjazdu na łąki. Już wcześniej zwolniłam kasztana do kłusa, następnie stępa, więc zdążył ochłonąć. Wyjechaliśmy na łąki. Śniegu było dużo, a wcześniej przyjechałam tu upewnić się, że podłoże śliskie nie jest. Wszystko było okej, więc zakłusowaliśmy z Approvnem, potem dałam mu mocną łydkę do galopu, na co koń ruszył do przodu machając z radości łbem. Pozwoliłam mu jechać swoim tempem, on sam będzie wiedział kiedy zwolnić, a kiedy może sobie popędzić. Galopowaliśmy tak przez dłuuugie pola, momentami osiągając niesamowitą prędkość, jednak nadal zachowując ostrożność. Po 20 minutach kasztanek zaczął galopować wolniej, aż w końcu postanowiłam odpocząć w stępie. Poklepałam go, dałam plasterek marchwi i zaczęliśmy inną już drogą wracać do stajni. Gdy ochłonęliśmy po szaleńczym galopie zakłusowałam, a po długim odcinku samego kłusa ruszyłam spokojnym galopem. Droga była przyjemna, świeciło zimowe słońce, a ptaki śpiewały dookoła. Blues galopował już spokojnie, nie szalał. Nagle, przed nami drogę przecięło spore stado saren, na co Kasztan uskok w bok, kilka kroków w tył i stoi zapatrzony w stworzenia. Uspokoiłam go głosem i głaskaniem po czym stęp i kłus. Potem jeszcze troszeczkę galopu i kłusimy. W oddali było już widać zarysy budynków SC, ukryte w porannej mgle, która mimo iż rzadka, do dawała doskonały efekt. Wtedy, z ogromnym okrzykiem w powietrze wbiła się spora grupa niezidentyfikowanych ptaków sprawiając, że Approvn ruszył przed siebie szybkim galopem, uskoczył w bok, a gdy udało mi się go zatrzymać kręcił się w miejscu.
-No już, uspokój się Bloo...to tylko ptaki, one się bardziej boją nas niż my ich. - Mówiłam spokojnie do ogiera, głaszcząc go po szyi i momentami próbując po uszach. W końcu koń stanął i patrzył się w niebo. - I co? Widzisz? Nie już ich. Zjadły Cię? Nie. No to ruszamy.
Po tych słowach łydka do stępa, a potem jeszcze odrobina kłusa. Zwolniliśmy do stępa i na luzie wracamy na teren stajni. Na chwilę wjechaliśmy na halę, z której po 10 minutach wyszliśmy, koń okryty derką, a ja z herbatą w dłoni. Poszliśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam kasztanka, wytarłam tam gdzie był mokry i zlałam nogi, przy okazji myjąc je, a potem pielęgnując kopyta. Takiego konia odstawiłam do boksu w ładniusiej dereczce po czym dałam resztę marchwi i poszłam dokończyć moją herbatkę odnosząc wcześniej sprzęt araba.
4.by Rustler
DZIEŃ TYGODNIA: Niedziela
DATA: 24.01.2010
CEL: Jazda zapoznawcza
PRZEBIEG: Porządnie wyczyściłam ogierka. Z jego ogłowia i mojego wędzidła skombinowałam taką uzdę. Założyłam mu czerwony czaprak mojego konia. Na to siodło westernowe. Jedną wodzę luźno zawiązałam o mostek i wyprowadziłam konia przed stajnię. Nie chodził prawie miesiąc! No nic, będzie wesoło. Zaprowadziłam go na halę i porządnie zamknęłam drzwi. Wsiadłam i dociągnęłam popręg. Po 20 minutach stępa by porządnie rozgrzać wszystkie mięśnie zaczęliśmy kłusować. Na początku ogier kłusował szybko i energicznie. Potem trochę opanował tempo. Ładnie wyginał się na woltach. Po ok. 30 minutach kłusa sprawdzałam przejścia stęp-kłus, kłus-stój i na odwrót. Po tym koń okazał się rozgrzany. Zagalopowaliśmy. Po trzech kołach zmiana kierunku poprzez lotną. Bałam się tego momentu ale okazało się że koń to umie. Miękko przerzucił zad i dodał trochę tempa. Po 3 kołach przeszliśmy do kłusa. Znowu ćwiczenie przejść teraz galop-kłus, galop-stęp, stój galop. W końcu to co kocham. Odstępowaliśmy 10 min i zagalopowanie. Prowadziłam go równym tempem. Na długiej dodanie, zakręt i wjazd na środek. Przyśpieszenie. Ogier już wiedział co się święci. Sam podgonił i wyprodukowaliśmy sidiling stop na 2/3 długości hali. Poklepałam go i rozkłusowałam. Potem 20 minut stępa i do stajni. Rozebrałam go i wyczyściłam. Założyłam kantarek sznurkowy i wyprowadziłam na padoki. Były pokryte śniegiem. Puściłam go z uwiązu i pozwoliłam się wytarzać. Na śniegu została duża ciemna plama. Potem Approvn zaczął mnie podgryzać. Zaklaskałam więc i zaczęłam go gonić. Arabek zaczął uciekać. Dobrze się razem bawiliśmy. Raz ja goniłam, ale za chwilę byłam goniona. Potem złapałam go i zaprowadziłam do stajni. Wytarłam go ręcznikiem i wręczyłam marchewkę. Zostawiłam go w kantarze sznurkowym.
WNIOSKI: Approvn jest koniem miękko noszącym, spokojnym. Bezzwłocznie reaguje na polecenia jeźdźca. Nie trzeba używać wodzy do kontroli. Można rzec iż czyta w myślach. Jazda na nim to prawdziwa przyjemność. Odczuwa potrzebę współpracy z człowiekiem. Będzie idealnym koniem do pracy na ranczu.
DZIEŃ TYGODNIA: Poniedziałek
DATA: 25.01.2010
CEL: Przyzwyczajenie do sztucznej krowy
PRZEBIEG: Po przyjeździe do SC ustawiłam na round-penie dwie kostki słomy, wbiłam w nie kij od szczotki. Całość przykryłam czarnym materiałem i poszłam do Approvna. Dzisiaj ogierek przywitał mnie z większym entuzjazmem. Pogłaskałam go i złapałam za kantarek sznurkowy. Przywiązałam na korytarzu i znowu porządnie wyczyściłam. Konik nadal buzował energią. Do kantara dopięłam lonżę i zaprowadziłam go na round-pen. Gdy tylko zobaczył "to coś" podniósł wyżej szyje, zaczął szybciej iść i przybliżył się do mnie. Zatrzymałam go i poklepałam po szyi. Cicho do niego mówiłam. trochę się rozluźnił. Zaczęłam masować go między oczami. Gdy opuścił łeb ponowiłam próbę wejścia na round pen. Co prawda wkłusował na niego ale wszedł. Przewróciłam krowę na bok żeby nam nie przeszkadzała. Końcem lonży pogoniłam Approvna. Od razu zaczął od kłusa. Widać że wcześniejsi właściciele używali lonży tylko do przeganiania konia. Kazałam mu zwolnić. Starałam się manipulować ciałem i dować sygnały głosem. Wreszcie po 10 minutach zmieniliśmy kierunek. Leżąca krowa nie wzbudzała większych emocji. Znowu 10 min stępa w tą stronę. Już załapał, że na lonży też można pracować inaczej. Potem uniosłam rękę żeby sięgnąć po koniec lonży a ogierek już zaczął kłusować. Po 10 minutach zmiana kierunku i znowu 10 minut kłusa. Gdy mięśnie były wystarczająco rozgrzane na nagłe zwroty postawiłam "krowę" na "nogi". Ogier odskoczył i rozdął chrapy. Zawołałam go przyjaznym głosem. Zrobił krok w przód i zamiótł ogonem. Aprrovvv... Aprrośśś... Ogier stał 3 m ode mnie. Podeszłam do niego i delikatnie poklepałam. Pozwoliłam dotchnąć krowy. Gdy obkłusował ją ok. 30 razy wreszcie już ze spokojem jej dotykał. Pochwaliłam go i z pomocą liny przywiązanej do szczotki oraz przeciągnietej przez barki wyholowaliśmy krowę pod stajnię. To nie koniec - powiedziałam i wróciliśmy na round pen. Przećwiczyliśmy join up i gdy się udało wróciliśmy do stajni.
WNIOSKI: Approvn szybko zmienia swoje stare przyzwyczajenia. Ma duży instynkt stadny, jednak nie chce podporządkować sobie człowieka. Dzisiaj po krótkim czasie przyzwyczaił się do krowy. Pomoże nam to w pracy na farmie, właśnie w pracy z krowami. Ogier szybko się rozluźnia. Łatwo nawiązuje chęć współpracy. Jest koniem do wszystkiego. Dzisiaj na przykład pomógł mi w odholowaniu obiektu strachu. te cechy ewidentnie mi się przydadzą.
DZIEŃ TYGODNIA: Wtorek
DATA: 26.01.2010
CEL: Doskonalenie podążania za krową
PRZEBIEG: Po przyjeździe do stajni poszłam ustawić krowę na hali. Następnie wróciłam do Approvna. Był już wyczyszczony. Pod boksem położyłam sprzęt zakupiony specjalnie dla niego. Kombinowane wędzidło,napierśnik z pasem ciągowym oraz pad pod siodło. Po tym jak zapakowałam go w to wszystko założyłam jeszcze siodło i wymarsz na halę. Wsiadłam, postępowaliśmy. Approvn nie zwracał uwagi na krowę. Po rozgrzewce, ogierek dalej miał dużo energii ale lepiej reagował na pomoce i wydawał się grzeczniejszy. Gdy wzięłam wodze na kontakt od razu się zebrał. Nagle od pyska odczepiło się z pół litra piany. Stwierdziłam, że po pierwsze koni westowych się nie zbiera, po drugie to złe wędzidło do takich ewolucji. Nie oszukujmy się ale co jak co jest to wędzidło dźwigowe. Następnie gdy byliśmy po przegalopowaniu kilku kółek i zrobieniu kilku ciasnych wolt w galopie przystąpiliśmy do oswajania się z "krową" z siodła. Spokojnie objechaliśmy kilka razy stępem, zmiana kierunku i kłus. Potem na ślad i galop. Zrobiliśmy lotną i podjeżdżamy do krowy. W ostatnim momencie odchyliłam wodzę a Approvn uskoczył w bok. Poklepałam go bo taki był mój zamiar. Następnie wykonaliśmy serię zamierzonych: zwrotów, podkłusowań, zatrzymań i nagłych zakrętów w towarzystwie krowy, która nie była absolutnie straszna. Następnie zrobiliśmy dwa długie sliding stopy bo stwierdziłam, że na więcej nie mamy siły. Cofnęłam go przez długość hali i daliśmy sobie spokój na dziś. Stępowaliśmy 20 minut. Rozebrałam go i założyłam kantarek. Pozwoliłam mu się wytarzać, przykryłam derką i zaprowadziłam do stajni. Wyczyściłam, pochowałam sprzęt i wręczyłam mu jabłko.
WNIOSKI: Approvn nie boi się już raz poznanych rzeczy. Całkowicie opanował pracę w towarzystwie "krowy" z nowym wędzidłem, oraz w momencie korzystania z pasów ciągowych. Najodpowiedniejszym wędzidłem dla niego jest wędzidło dźwigowe. Zagięcie palcy na wodzach powoduje reakcje, czego efektem wcale nie jest kontakt ani szarpanina.
DZIEŃ TYGODNIA: Środa
DATA: 27.01.2010
CEL: Improwizacja pracy na ranczu
PRZEBIEG: Najpierw postarałam się o porządne rozgrzanie arabka. Założyłam mu kantarek sznurkowy i przypięłam lonżę. Zarzuciłam na niego cały sprzęt i poszliśmy na halę. Zdjęłam osprzęt z grzbietu i położyłam na barierce. Rozstawiłam kilka niewysokich przeszkód i wzrokiem poszukałam miejsca do spokojnego lonżowania konia. Trochę stępa, kłusa i galopu w dwie strony. Następnie stanęłam obok niego i biegłam obok. Naprowadziłam go na pierwszą przeszkodę. Skoczył delikatnie nie zmieniając tempa. Tak samo skoczyliśmy 3 inne stacjonaty. Ostatnią zrzucił. Spiął się bardzo ale poklepałam go i zaczęłam opowiadać mu że to nie wyniki są najważniejsze ale chęci. Gdy wreszcie się rozluźnił polonżowałam go jeszcze chwilkę kłusem i znowu zaczęłam prowadzić. Spróbowaliśmy cofnąć się i wyszło. Potem zamieniłam kantarek na ogłowie, założyłam pad i siodło i trochę się rozgrzaliśmy. Przećwiczyliśmy nagłe zwroty i przyśpieszenia. Potem próbowałam łapać krowę na lasso. Udało mi się za 30tys. razem. Potem przywiązałam ją do mostka i przeciągnęliśmy ją po hali. Następnie zsiadłam i przywiązałam Bloo za jedną wodzę. Chodziłam po hali a on dalej stał. Dobry wybór. Zawsze wiedziałam że to koń moich marzeń/świetny pracownik na farmę. w nagrodę zabrałam go na spacerek w derce na kantarze sznurkowym, w ręku. Potem porządnie go wyczyściłam i posiedziałam chwilę w stajni.
WNIOSKI: Idealnie nadaje się do pracy na ranczu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|